niedziela, 3 marca 2013

Krótko o sobie + recenzja "Pięćdziesiąt twarzy Grey'a"...

          Witam wszystkich  którzy, chcąc nie chcąc, czytają tego bloga ;) Jestem Anja i , od dziś, będę ozdabiać tego bloga swymi "błyskotliwymi" recenzjami. Mam nadzieję, że pomogą wam one choć trochę przy wyborze odpowiedniej lektury. Siebie jako osoby opisywać nie będę, bo brak słów, wiedzą ci, co mnie znają(tysiąc myśli na minutę). Zachęcam do czytania ;)


          Dzisiaj na okładkę weźmiemy pierwszą część trylogii "Pięćdziesiąt odcieni", a mianowicie "Pięćdziesiąt twarzy Grey'a". Główni bohaterowie niniejszej powieści to dwoje młodych ludzi. On, Christian Grey, prezes wielkiej korporacji i ona, Anastasia Steele , nieśmiała studentka literatury. Pierwszy raz spotykają się w momencie gdy Ana, w ramach przysługi dla swojej chorej współlokatorki i przyjaciółki, ma za zadanie przeprowadzić z Christianem wywiad do czasopisma studenckiego. Wpada w oko przystojnemu panu Grey'owi już od pierwszej chwili, gdy wchodząc do jego gabinetu o mało nie zabija się, potykając o własne nogi.Od tego momentu ich relacje rozwijają się bardzo szybko.Również, prawie od razu, okazuje się iż Christian ma wobec tej młodej kobiety dość ambitne plany.Według mnie cała akcja powieści jest aż nazbyt mało zaskakująca.W dodatku napisana prostym, momentami wulgarnym, językiem książka nie wymaga  intensywnego myślenia w czasie lektury.Szczególnie drażniącym wątkiem jest ciągłe wzdychanie głównej bohaterki. Powtarzające się w jej wypowiedziach zwroty "o święty barnabo!" i "to takie frustrujące", których używa przy każdej nadążającej się okazji, irytują.Moim zdaniem książka ta stała się bestsellerem tylko ze względu na mocno rozbudowany wątek erotyczny, który dominuje nad całością tekstu i do pewnego momentu rozbudza wyobraźnię czytelnika, później już tylko męczy.Mały realizm postaci i infantylność wypowiedzi są kolejnym minusem.Skoro to książka tak źle napisana i wtórna, co wobec tego sprawia, że się ją pochłania, a nie czyta? Cóż, prawda jest taka, że można się przy niej po prostu zapomnieć.Tak więc, podsumowując, jest to idealna lektura dla osób które lubią perwersyjny sex i mały wysiłek intelektualny przy czytaniu. Nie widzę w jej przeczytaniu nic złego – jeden, góra dwa wieczory wyrwane z życiorysu, zmarnowane, nie do odratowania. Najważniejsze to podejść do lektury z dystansem i nie zapomnieć, że obok pseudo erotycznych romansów nadal istnieje jeszcze w świecie Literatura.

Moja ocena 6/10.

Anja.


3 komentarze:

  1. Popieram w stu procentach! Ta książka nie wniosła nic ciekawego do mojego życia, a właśnie- zmarnowałam tylko przez nią swój jakże cenny czas. Również nie podobają mi się wypowiedzi Any- Och,ach..ile można:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja kiedyś używałam pomadki z NIVEA. jednak z perspektywy czasu chyba muszę przyznać, że raczej się nie spisała.. no ale zobaczymy jakie okaże się być to masełko! :)

    co do tej książki - wiele osób się nią zachwyca, więc też postanowiłam po nią sięgnąć, jednak jeszcze nie wiem kiedy :D ale gdy ją przeczytam z pewnością odniosę sie do Twojej opinii. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja niestety nie dotrwałam do końca tej książki :) "Moja wewnętrzna bogini" w co drugim akapicie skutecznie mnie odstraszyła :D Sięgnęłam pod wpływem zachwytu znajomych i tylko upewniłam się w przekonaniu, że takie hardcorowe Harlequiny nie są dla mnie :D

    OdpowiedzUsuń

Miło, że czytałaś/czytałeś . :)

Skomentuj ! A na pewno Cię odwiedzimy ponownie . :D